Publiczna Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Belsku Dużym

"Wolontariat mnie ubogaca" - wywiad z Katarzyną Lipińską.

Wywiad z Panią Katarzyną Lipińską

- Jak długo jest Pani wolontariuszką?

- Wolontariuszką Szlachetnej Paczki zostałam trzy lata temu. Wpadłam na taki pomysł pod koniec   czerwca, trzy lata temu, gdy usłyszałam w mediach, że poszukują Liderów Szlachetnej Paczki. Zalogowałam się na stronie tego projektu, później w wakacje jeździłam na takie szkolenia, i tak się w to wkręciłam.

- Co skłoniło Panią do zostania wolontariuszką?

- Odkąd zaczęłam pracować w szkole , to już jest 23 lata, to gdzieś tam po drodze zawsze lubiłam organizować coś dla innych. Nawet kiedy 10 czy nawet 12 lat temu w szkole nie było żadnego koła wolontariatu, i w ogóle wolontariat, takie słowo, nie było jeszcze powszechne, wtedy zorganizowałam w szkole  pierwszą akcję ,,Pomocy dla powodzian w Lublinie”. Było to bardzo dawno temu. Później były jakieś kolejne akcje. Zaczęło się od zbierania nakrętek plastikowych, i pomyślałam sobie, że chciałabym gdzieś tak działać, na stałe, i tak to się ‘’ zrodziło’’. A poza tym zawsze myślałam o tym, żeby pomagać. Było dużo ograniczeń, głównie rodzinnych, ale się udało.

- A jak zachęciła Pani uczniów do pomocy w wolontariacie?

- Zaczęło się też od Szlachetnej Paczki , jeśli chodzi o wolontariat. Jako szkoła przystąpiliśmy cztery lata temu do projektu, byliśmy darczyńcą Szlachetnej Paczki. Dzieciaki lubią takie akcje. Przynosiły do szkoły różne rzeczy, które my zbieraliśmy:  artykuły spożywcze, przemysłowe, nawet trochę pieniędzy udało się zebrać. Ponieważ miałam taką klasę, która lubiła mi pomagać, to jakoś tak samo poszło… Rozeszło się po szkole i coraz więcej dzieciaków w to wchodziło.

- Upewnię się - pierwszą Pani akcją w wolontariacie była Szlachetna Paczka?

- Tak, taką oficjalną, gdzieś zapisaną akcją była Szlachetna Paczka. Ale zanim ‘’powstała’’ Szlachetna Paczka,  były też inne akcje, których nigdy nie nazywaliśmy wolontariatem. To była po prostu pomoc. Natomiast  typowy wolontariat to rzeczywiście Szlachetna Paczka, wtedy przeszłam szkolenie i wkręciłam w działanie na długo.

- A jaki jest Pani największy sukces w wolontariacie?

- Sukces? Nigdy tego nie rozpatruję w kategoriach sukcesu. Ale myślę, że są to dwa finały Szlachetnej Paczki, byłaś chyba na jednym? W tamtym roku?

- Tak, byłam.

- Szczególnie ten pierwszy. Więc tak: zostałam nowym liderem, nie do końca wiedziałam, czy dam radę, ale zebrała się grupa nauczycieli i super wolontariuszy, miałam świetną koordynatorkę tego projektu w Warszawie.  Dużo młodsza dziewczyna ode mnie, ale bardzo zorganizowana i współpraca układała się bardzo dobrze. Tutaj razem z dziewczynami stworzyłyśmy naprawdę taką grupę, która rozumiała się bez słów i wszystko nam się udało. Wszystkie rodziny dostały pomoc. Firmy okoliczne nas wsparły, dając nam różne fajne rzeczy, czy to dla rodzin czy to też dla nas, czy na poczęstunek dla osób, które przyjeżdżały. Drugi finał  już było łatwiej zorganizować, było wiadomo, o co chodzi.  Przedtem się martwiłyśmy.  A czy dojedziemy? A czy  się uda? A czy darczyńcy  trafią? Czy sprostamy temu, że wszystkie  rodziny dostaną pomoc? Trudnością wtedy było pozyskać ludzkie historie, bo w Szlachetnej Paczce chodziło o to, że rodziny  nie mogą być roszczeniowe, że czekają na pomoc , ale chcą działać , coś zmienić w swoim życiu. I to nam się wtedy udało.

- A czy zostanie wolontariuszem zmieniło coś w Pani  życiu zawodowym?

- W zawodowym nie. W rodzinnym może trochę, ale w zawodowym nie. Ja lubię swoją pracę, dydaktyczną,  no ale cóż. Wejść do szkoły, zrobić lekcje i wyjść ? Trzeba tą pustkę wypełnić. Tak pojmuję swoją pracę jako nauczyciela, że trzeba wychowywać dzieci do wartości i myślę, że ten wolontariat zawsze komuś w sercu zostanie. Poza tym, przykładowo, utrzymuję kontakt ze swoją klasą  VIIIb, może nie ze wszystkimi, ale z dużą grupą . Oni w szkołach , w których są obecnie, też się wkręcają w pomoc dla Mai Gozdek. Też coś zorganizowali , korki i inne sprawy. Więc w życiu zawodowym – nie, w rodzinie – owszem. Działanie zajmuje bardzo dużo czasu, ale moja rodzina jest wyrozumiała, moi bliscy wspierają mnie. Uważam się za osobę zorganizowaną i zawsze taka byłam, a w wolontariacie muszę być zorganizowana na sto procent, kiedy coś robię, nie mogę przekładać żadnej akcji,  ponieważ potem mam jakieś opóźnienia. Wolontariat  mnie ubogaca.

- A jakie znaczenie ma dla Pani wolontariat?

- Wolontariat ma dla mnie duże znaczenie. Lubię takie akcje. Szkoda, że mieszkam w małej miejscowości i są pewne ograniczenia. Bo tak naprawdę to mogłabym gdzieś jeszcze być wolontariuszem, na przykład w szpitalu, w domu opieki,  weszłoby to, tak to brzydko nazwę , w grafik mojego dnia, gdyby nie trzeba było dojeżdżać.  Mam jeszcze dziecko w wieku szkolnym, więc muszę mu poświęcać czas. Jednakże, spełniam się w tym, co robię,  to mi  „pomaga”. Nie mam powodów do narzekania, zwłaszcza gdy czasem pomyślę, że inni mają trudniej, czy gorzej.

- To ważne. A pomaga Pani tylko ludziom czy też zwierzętom?

- Zwierzętom też. W szkole  było kilka akcji dla zwierząt. Na listopad też mamy zaplanowaną zbiórkę. Dzieciaki się w to wkręcają, lubią. Ze szkołą byłam też dwa albo trzy razy w schronisku na Paluchu. Tam, gdzie mieszkam, dokarmiam koty i psy, wbrew temu, co moje sąsiadki emerytki o tym sądzą . Przygarniamy czasami psy. Moja córka też bardzo lubi zwierzęta, pomagamy im razem.

- Mam już ostatnie pytanie. Czy jest coś, co Panią najbardziej wzruszyło lub rozczarowało w wolontariacie?

- Wzruszeń było zawsze wiele. W Szlachetnej Paczce u pewnej rodziny na przykład…  Nigdy nie widziałam, żeby dziecko tak bardzo cieszyło się z zimowej kurtki, z tego, co dla innych dzieci jest oczywiste, normalne. A co mnie rozczarowuje? Rozczarowują mnie niektórzy ludzie, którzy są bardzo roszczeniowi, którzy nie chcą ze swoim życiem niczego zrobić, tylko czekają na pomoc, licząc, że nadejdzie z każdej strony. Nawet dzwonią do szkoły różne osoby z terenu, bo ktoś  gdzieś usłyszał, że w szkole istnieje taka właśnie pomoc w postaci Szlachetnej Paczki. Ale nie o to przecież chodzi w tej akcji, tylko o to, żeby nasza pomoc coś w życiu zmieniła na dłużej.  Duża grupa wychodzi z miejsca, w którym była wcześniej, pomoc ich mobilizuje, dostają pracę, zmieniają swoje życie.

- Dziękuję za wywiad i poświęcony mi czas.

- Również dziękuję.

Wywiad przeprowadziła Agata Sibilska, uczennica klasy VII a.

*

Zobacz też:

WOLONTARIAT

CZŁOWIEK ROKU 2018